All posts by Kosz Koszykarski

Twarde Pierniki górą w Sopocie

Maurice Watson bohaterem Twardych Pierników! Trafienie Amerykanina zapewniło ekipie z Torunia zwycięstwo nad Treflem Sopot 91:89 w pierwszej kolejce Energa Basket Ligi. 

Sopocianie bardzo dobrze weszli w ten mecz, a po trójce Mateusza Szlachetki było już 10:3. Później ta różnica urosła nawet do 10 punktów dzięki zagraniu Michała Kolendy. Twarde Pierniki odpowiedziały na to serią 9:0, przy pomocy Trevora Thompsona przegrywały zaledwie punktem! Yannick Franke był jednak nie do zatrzymania (14 punktów w tej części) i po 10 minutach było 29:27. W kolejnej kwarcie torunianie potrafili wyjść na prowadzenie po trójce Michała Samsonowicza. Świetne asysty rozdawał Maurice Watson, a to przenosiło się na dobrą grę jego drużyny. U rywali aktywność wykazywał tym razem Darious Moten, ale to było w tym momencie za mało. Ostatecznie dzięki Aaronowi Celowi zespół trenera Ivicy Skelina po pierwszej połowie wygrywał 50:44.

W trzeciej kwarcie po trójce Motena najpierw Trefl zbliżył się na punkt, a po późniejszej akcji 2+1 Amerykanina był remis. Franke dał nawet prowadzenie ekipie trenera Marcina Stefańskiego, ale tylko na chwilę – sytuację ponownie zmieniał Aaron Cel. Kolejny rzut z dystansu Michała Samsonowicza ustawił wynik spotkania po 30 minutach na 74:68. W następnej części gry kolejne akcje kończył Watson, a przewaga przyjezdnych urosła do 10 punktów! Trefl odpowiedział na to serią 7:0, a Brandon Young po chwili zbliżył tę drużynę na punkt. Thompson i Watson robili wszystko, aby utrzymać korzystną sytuację dla Twardych Pierników. To nie do końca się udawało, bo do remisu doprowadzał Franke. Na 30 sekund przed końcem prowadzenie gospodarzom dawał Michał Kolenda. Końcówka była niezwykle emocjonująca, obie drużyny nie trafiały rzutów wolnych, ale kluczowy rzut należał do Watsona. Dzięki niemu Twarde Pierniki zwyciężyły 91:89.

Maurice Watson zdobył dla gości 21 punktów i 13 asyst. W ekipie gospodarzy wyróżniał się Yannick Franke z 24 punktami, 5 zbiórkami i 8 asystami.

 

Starcie medalistów dla Enea Zastalu

Enea Zastal BC Zielona Góra pokonał WKS Śląsk Wrocław 81:71 w hitowym meczu medalistów poprzedniego sezonu Energa Basket Ligi.

Po wyrównanym początku gospodarze dość szybko weszli w swój rytm. Dzięki zagraniom Dragana Apicia oraz trójkom Davida Brembly’ego było już 15:6. Straty krok po kroku zmniejszali Ivan Ramljak oraz Kodi Justice, ale nie potrafili doprowadzić chociażby do remisu. Kolejny rzut z dystansu Brembly’ego ustawił wynik po 10 minutach na 21:18. W drugiej kwarcie Enea Zastal znowu uciekał na dziewięć punktów – głównie dzięki skutecznemu Apiciowi. To szybko się zmieniało. Sporo dało wejście Strahinji Jovanovicia, a po zagraniu 2+1 Cyrila Langevine’a to WKS Śląsk był już na prowadzeniu! Do remisu ponownie doprowadzał niezawodny Apić, ale trójka Łukasza Kolendy sprawiła, że to wrocławianie po pierwszej połowie wygrywali 43:40.

Zespół trenera Petara Mijovicia trzecią kwartę od małej serii 5:0, co dawało im sporo pewności siebie. Enea Zastal zabrał się za zmniejszenie tej różnicy – pomagały w tym kolejne akcje Apicia oraz Devoe Josepha. Trójka Kanadyjczyka dała przewagę zielonogórzanom, a po kilku minutach rzuty wolne Krzysztofa Sulimy oznaczały ośmiopunktowe prowadzenie. Po 30 minutach było 65:54. Kolejna kwarta nie była już zbyt ofensywna, ale ekipa trenera Olivera Vidina przede wszystkim starała się utrzymywać przewagę. Trójka Nemanji Nenadicia i akcja Dragana Apicia oznaczały, że ponownie wynosiła ona 11 punktów. WKS Śląsk w końcówce nie był w stanie tego odrobić. Zielonogórzanie zwyciężyli ostatecznie 81:71.

Najlepszym zawodnikiem gospodarzy był Dragan Apić z 25 punktami i 12 zbiórkami. Cyril Langevine zdobył dla gości 24 punkty i 9 zbiórek.

fot. Andrzej Romański/ Energa Basket Liga

 

Legia pokonała Asseco Arkę

Czwarta drużyna poprzedniego sezonu Energa Basket Ligi, Legia Warszawa, pokonała przed własną publicznością Asseco Arkę Gdynia 79:59.

Na początku spotkania gdynianie byli bardzo trudnym rywalem dla gospodarzy – po trójce Olafa Perzanowskiego zdobywali nawet przewagę. Później urosła ona do pięciu punktów dzięki akcji Bartłomieja Wołoszyna. Muhammad-Ali Abdur-Rahkman świetnie na to odpowiadał, a Legia krok po kroku odrabiała straty. Dzięki niemu po 10 minutach było 16:15. W drugiej kwarcie obie drużyny miały spore problemy z konstruowaniem ofensywy, co przekładało się na niski wynik. Po dobitce Adriana Boguckiego był remis, a wsad w kontrze Wojciecha Tomaszewskiego dał prowadzenie Asseco Arce. Późniejsza efektowna akcja tego samego gracza oznaczała wynik 27:26 po pierwszej połowie.

W trzeciej kwarcie przede wszystkim Legia zaczęła grać trochę lepiej w ataku. Po chwili w dobry rytm wpadli także goście, którzy po rzutach wolnych Novaka Musicia znowu mieli przewagę. Zmieniały to jednak kolejne trafienia Grzegorza Kamińskiego i Abdura-Rahkmana, a po trójce Łukasza Koszarka po 30 minutach było 52:42 dla ekipy ze stolicy. W kolejnej części spotkania drużyna trenera Wojciecha Kamińskiego jeszcze bardziej zwiększała różnicę – dzięki rzutowi z dystansu Josha Sharkeya już na 14 punktów. Gdynianie już nie potrafili nawiązać rywalizacji, a w końcówce gospodarze kontrolowali sytuację na parkiecie. Ostatecznie zwyciężyli 79:59.

Najlepszym strzelcem Legii był Muhammad-Ali Abdur-Rahkman z 24 punktami i 2 asystami. Po 10 punktów dla gości rzucili Wojciech Tomaszewski, Novak Musić oraz Adam Hrycaniuk.

fot. Andrzej Romański/ Energa Basket Liga

 

MKS Dąbrowa pokonuje GTK Gliwice

MKS Dąbrowa Górnicza pewnie pokonał GTK Gliwice 95:67 w pierwszej kolejce Energa Basket Ligi.

Dąbrowianie bardzo dobrze weszli w spotkanie, a po rzutach Michała Nowakowskiego i Michaela Lewisa prowadzili 7:0. Straty rzutami z dystansu starał się później odrabiał Roberts Stumbris, ale podobną “bronią” odpowiadał ponownie Nowakowski. Po trafieniu Derricka Fennera przewaga gości wzrosła do 11 punktów. Po 10 minutach było ostatecznie 29:19. W drugiej kwarcie zespół trenera Jacka Winnickiego utrzymywał dobre tempo w ofensywie. Do ataku włączyli się Nicolas Moore oraz Filip Małgorzaciak, co przeniosło się nawet na 15 punktów różnicy. Gliwiczanie starali się uruchomić w ataku Adama Ramstedta, ale to było za mało na przeciwników. Po kolejnej trójce Małgorzaciaka pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 51:35.

Po przerwie drużyna z Dąbrowy Górniczej utrzymywała swój rytm gry, a co za tym idzie – przewagę. Roberts Stumbris i Jabarie Hinds nie byli w stanie odrabiać strat swoimi pojedynczymi akcjami. Rzut z dystansu Małgorzaciaka sprawił, że różnica wynosiła już 20 punktów. Ostatecznie po 30 minutach było 76:56. Czwartą część meczu MKS rozpoczął od serii 8:0, przez co przewaga tej ekipy była już naprawdę spora. Obaj szkoleniowcy dość chętnie zaczęli korzystać z młodszych zawodników, a zwycięzca był już znany – nic się nie mogło zmienić. Zespół trenera Jacka Winnickiego wygrał 95:67.

Po 18 punktów dla gości rzucili Michael Lewis oraz Derrick Fenner. Roberts Stumbris i Jabarie Hinds zdobyli po 14 punktów dla gospodarzy.

 

Kotwica pokonuje Żaka w sparingu

W zaciętym i pełnym walki sparingu pomiędzy Żakiem i Kotwicą wygraną pochwalić się może drużyna z Kołobrzegu 70:62

Mecz od pierwszej minuty wyglądał jak mecz ligowy. Zawodnicy Kotwicy bardzo fizycznie przywitali Żaków w pierwszej lidze i to oni na początku posiadali inicjatywę.

Po 5 minutach pierwszej kwarty Żaki nieco dostosowały się do mocnej i fizycznej koszykówki. Wprowadzili więcej ładu, szczególnie w ataku. Bardzo dobrą zmianę w tym czasie dał Eryk Naczlenis, który swoją akcją 2+1 poderwał ekipę z Koszalina do walki.

W połowie II kwarty zdecydowanie lepiej prezentowali się już gospodarze, którzy mieni nawet dwucyfrową przewagę. Do przerwy jednak za łatwo pozwolili sobie rzucić kilka punków i ich przewaga stopniała do 3 pkt.

Po przerwie w wyniku awarii tablicy wyników Kotwica mogła dalej bronić agresywnie albowiem wszystkie faule (obu ekip) zostały wyzerowane (nie był pisany protokół). Lepiej (naszym zdaniem) na takim obrocie spraw, treningowo (pomimo porażki) wyszedł Żak. To właśnie koszalinianom potrzebna przeprawa w mocnej grze przed meczami ligowymi.

Gospodarze dostosowali się do stylu gry kołobrzeżan i utrzymywali wynik niemal do samego końca w granicach remisu. Dopiero w końcówce trójki Śmigielskiego, Kurpisza i Pielocha doprowadziły do wygranej Kotwicy.

fot. Marcin Chyła